Prezenty z misji

W okresie świątecznym obdarowujemy naszych bliskich i przyjaciół. Prezenty bywają  różne. Ważne, aby były ofiarowane z miłością. Podobnie jest z wolontariatem. Wyjeżdżając na misje, chcemy podarować coś innym. Czynimy to bezinteresownie i z potrzeby serca. A jednak podczas pobytu na misji, także wiele otrzymujemy. Dostajemy zaufanie, radość, uśmiech, a nierzadko także pamięć w modlitwie ludzi, wśród których przebywamy i pracujemy. To najważniejsze prezenty jakie przywozimy z wolontariatu, ale bywają też inne.

Przede mną długa podróż na misję. Od kilku godzin siedzę w hali odlotów lotniska Okęcie. Zdążyłam już zgłodnieć. Niestety nie zabrałam pieniędzy, żeby kupić coś do jedzenia. Obserwuję ludzi wokół mnie. Tuż za mną siedzi para starszych osób, kobieta i mężczyzna o egzotycznej urodzie. Tutaj chyba wszyscy są w parach lub kilkuosobowych grupach. Ja tym razem podróżuję sama. Zastanawiam się nad moimi lotami. Z nadzieją myślę o posiłku w samolocie. Nagle z zamyślenia wyrywają mnie czyjeś słowa. Zaskoczona podnoszę wzrok. Przede mną stoi obca kobieta, ta sama, która do tej pory siedziała z tyłu. Jest uśmiechnięta, patrzy na mnie, mówi coś po angielsku i wyciąga rękę w moją stronę. Na jej dłoni leży duże, czerwone jabłko. To dla mnie. Jakże pięknie zaczyna się moja podróż na misję!

Malgaskie dzieci malują płócienne serwetki. Rozdałam specjalne pisaki do tkanin, więc obrazy i wzory nie znikną po praniu. Jeden z chłopców kończy malowanie już drugiej serwetki. Są na niej baobaby, palma, dom z zagrodą byków – tutejszym symbolem zamożności, osoba tłukąca ziarno na mąkę i chmury zabarwione czerwienią zachodzącego słońca. Obraz ma w sobie dużo uroku. Idę obejrzeć pozostałe dzieła dzieci. Na koniec zajęć podchodzi do mnie ten sam chłopiec. Z uśmiechem wręcza mi serwetkę z zagrodą byków, tą samą i dodaje, że to prezent dla mnie. Jego obraz już zawsze będzie mi przypominał nasze wspólne zajęcia.

Gdy idę piaszczystą ścieżką przez busz, dostrzegam nasionko leżące na piasku. Jest okrągłe, jaskrawo czerwone i ma czarną kropkę. Schylam się i podnoszę tę kuleczkę. Ktoś pyta, czy moim zdaniem jest ładne. Gdy mówię, że tak, kilkoro dzieci wskakuje w gęste krzaki, nie zważając na gałęzie, które mogą je zranić. Czy mali Malgasze też zachwycili się urodą nasion? Idziemy dalej wspólnie, a skoki w zarośla powtarzają się. Gdy wchodzimy do wioski, niespodziewanie zostaję obdarowana garścią czerwonych nasion. Dzieci zbierały je specjalnie dla mnie! To nasiona vaomena, z których kiedyś zrobię biżuterię.

Na zakończenie pracy dla misji, razem z dziećmi oglądamy bajki. W sali kościoła, gdzie trwa projekcja filmów, jest bardzo tłoczno. Kilkuletnia dziewczynka zasypia z głową na moich kolanach. Siedzę nieruchomo, by nie zbudzić dziecka. Ale podchodzi Malgaszka i prosi, żebym wyszła na zewnątrz. Wychodzę więc na podwórko i natychmiast dostrzegam grupę dziewcząt. Misjonarz wyjaśnia, że chcą podarować coś na pożegnanie. Uważają, że nie mają nic cennego i odpowiedniego, więc postanowiły ofiarować swój taniec. Ustawiają sią przed altaną, w której powiewają dekoracje wykonane podczas naszych wspólnych wieczorów. Ktoś włącza mały magnetofon i po chwili słychać muzykę. Dziewczęta rozpoczynają kilkunastominutowy występ. Oto oglądam najbardziej niezwykły prezent jaki kiedykolwiek otrzymałam!

Zawsze jest coś, co możemy podarować innym. Zawsze jest ktoś, kogo możemy obdarować, nie tylko z okazji świąt.

Iwona